Jak wygląda nasza dotychczasowa droga do realizacji wielkiego marzenia o podróży dookoła świata w 7 krokach? Co już udało nam się zrobić, a co jeszcze musimy zorganizować? Chcemy bardzo szczegółowo przestawić Wam różne obszary przygotowań przez najbliższe miesiące. Chcemy pokazać praktyczne i finansowe szczegóły wyprawy, żeby każdy, kto potrzebuje, mógł jak najpełniej skorzystać z naszych doświadczeń.
Na początek – co już nam się udało:
- Podróże z plecakiem na własną rękę
- Wyprawy z dziećmi
- Marzenie, planowanie, ale brak możliwości
- Okazja do wykorzystania
- Ustalenie ramowego planu wyprawy
- Założenie bloga
- Ogłoszenie światu
1. Samodzielne wyprawy w świat
Wycieczki zorganizowane. Właściwie każdy z nas kiedyś na nich był. Pamiętam jak w liceum jeździliśmy z klasą do Wiednia czy Salzburga. Integracja klasowa – bezcenna. Za to zwiedzanie na akord zabytków według listy – dziękuję, nigdy więcej. Organizatorzy podchodzili do planu ambitnie, a my z zazdrością patrzyliśmy na tych co relaksują się w kawiarniach. To chyba przez to nie udało nam się nigdy trafić na wakacje w resorcie w Egipcie.
Nasze pierwsze doświadczenie samodzielnie zorganizowanej wyprawy to Włochy – polecieliśmy tanimi liniami, na miejscu z grupą przyjaciół na dwa wypożyczone Fiaty Panda jeździliśmy z namiotami od Bolonii do Neapolu.
Potem już zupełnie sami w podróży poślubnej w Meksyku, a kolejne wyjazdy (jakoś tak wszystkie na M:)) to Maroko i Malezja.
Zaprawiliśmy się w szukaniu okazyjnych lotów, plecakowym życiu, szukaniu noclegów tam, gdzie nas noc zastanie. Nauczyliśmy się cieszyć każdą, nawet najmniej elegancką knajpą z lokalesami, zatłoczonym miejscowym autobusem i wspólną przygodą.
Emocja wsiadania do samolotu czy autobusu i obserwowania tego co wokół okazała się tym, co nas nakręca.
2. Podróże z dziećmi
Mimo pozytywnego nakręcenia na podróże, przez większość czasu żyliśmy zwykłym, praktycznym warszawskim życiem. Intensywna praca, weekendowe spotkania z grupą znajomych, jeden kredyt, ślub, drugi kredyt, dziecko w drodze. Proza życia.
Co ciekawe, pomysł na podróż dookoła świata pojawił się, kiedy mała Iga była już z nami. Od przyjaciółki dla inspiracji dostałam książkę z wywiadami nt. podróży z maluchami: Pępek świata. Z dzieckiem w drodze.. Zgodnie z ocenami książka podobno nie jakaś bardzo wyjątkowa, ale dla nas była katalizatorem. Skoro inni mogą jeździć po świecie z maluchami, to przecież my też! Upieczmy dwie pieczenie na tym ogniu – będziemy cały czas z naszą Igą i w dodatku zjeździmy w świat! Najlepiej na rok, tak żeby zobaczyć wszystko dookoła.
Przed oczami miałam scenę z naszych podróży we dwójkę, kiedy spotkaliśmy szwedzką rodzinę z trójką dzieci na lotnisku w Kuala Lumpur. Dredy, trochę rozczochrani, zdrożeni, ale szczęśliwi. Można? Można!
Najpierw wypróbowaliśmy się w podróżach z maluchem szlakiem maratonów Adama, potem przyszły też dłuższe wyprawy.
Paryż (2012, Iga 3,5 miesiąca)
Pojechaliśmy z przyjaciółmi. Iga głównie w chuście, bo metro paryskie kompletnie nieprzystosowane do wózków. Karmienie pod wieżą Eiffla. Wczesnym wieczorem romantycznie wybraliśmy się do restauracji z gwiazdkami Michelin. Niestety Iga nie miała nastroju, płakała prawie non stop. Z Adamem zmienialiśmy się co 10 minut – jedno siedziało przy stoliku i jadło, drugie z wózkiem i Igą na zewnątrz. Ale i tak nam się podobało, a Adam na maratonie zrobił “życiówkę” niepobitą do tej pory.
Rzym (2013, Iga 15 miesięcy)
Znów maraton, znów z przyjaciółmi. Tym razem dodatkowa niespodziewana atrakcja. Trafiliśmy dokładnie na wybór nowego papieża Franciszka. Mieliśmy akurat kwaterę tuż koło murów watykańskich, więc pierwszego wieczoru ruszyliśmy na pizzę w uliczki Watykanu. W pewnym momencie widzimy, że wszyscy biegną ulicą w stronę placu Świętego Piotra. Wychodzimy na zewnątrz i szukamy słynnego białego dymu. Robię mu zdjęcie (potem okazało się, że fota była nie TEGO dymu, ale innego, zupełnie przypadkowego). Z małą Igą czekamy na placu Św. Piotra, wychodzi świeżo upieczony Franciszek I i mówi do wszystkich Habemus Pappam.
Portugalia (2013, Iga 1,5 roku)
Nasza pierwsza dłuższa dwutygodniowa podróż objazdowa z Porto do Faro. W portugalskich PKS-ach objawiła nam się w całej okazałości choroba lokomocyjna Igi. Spakowaliśmy się we trójkę w mniejszą ilość bagaży niż wcześniej bez dziecka. Czerwcowa portugalska pogoda zaskoczyła nas jednak chłodem. Skutek – przemarzliśmy do tego stopnia, że Iga nam się przeziębiła. Z gorączką wylądowaliśmy w lizbońskim szpitalu i pierwszy raz w życiu wykorzystaliśmy podróżne ubezpieczenie. Wybrzeża Vila Nova de Milfontes z perspektywy wypożyczonych rowerów (jeden z fotelikiem dla Igi) czy górski staroświecki kurort w Monchique – bajkowe.
Mielno (2015, Iga 3,5 roku, Nina 10 miesięcy)
Pierwszy wakacyjny wyjazd we czwórkę. Nina pełza po piasku. Dziewczyny wożą się w przyczepce rowerowej, a my na hotelowych rowerach. Kilka dni prawdziwych wakacji w upale i dobry pierwszy test jeżdżenia z dwoma maluchami. Zdany.
Litwa, Łotwa, Estonia (2016, Iga 4,5 roku, Nina prawie 2 lata)
2 tygodnie w podróży autem, kilka tysięcy przejechanych kilometrów. Poranne ogarnianie naszej czwórki i bagaży codziennie lub co dwa-trzy dni zajmowało czas do południa. Chodziliśmy jednak jacyś tacy szczęśliwi. Iga śpiewała wymyślone piosenki u taty na barana. Najbardziej zjawiskowe: Wilno, Nida na Mierzei Kurońskiej, łotewska górzysta Sigulda i zamki objechane rowerami z przyczepką (podjazdy nawet do 25% nachylenia).
3. Plan podróży dookoła świata – niewykonalny?
Ciągle w głowie mieliśmy zajawkę, żeby wyjechać na rok – półtora i zwiedzić cały świat z dziewczynami. Na ścianie wisiała mapa świata do zaznaczania krajów, w sypialnie widok na wielkie zdjęcie z zielonych wzgórz Malezji. W ramach lektur ciągle jakieś relacje z podróży (W 888 dni dookoła świata, Cejrowski, W 16 miesięcy dookoła świata) i blogi podróżnicze.
Tymczasem na przeszkodzie stoi podstawowy problem: jak zebrać pieniądze, żeby przez półtora roku wydać wielkie sumy i w dodatku nic nie zarabiać?
Mamy to z tyłu głowy i czekamy, co życie przyniesie.
4. Plan wielkiej podróży w końcu realny!
Los przyniósł najpierw jedną niespodziankę – spodziewamy się trzeciego dziecka! Zaraz zaraz, czy to nie jest też właśnie ta okazja, na którą czekaliśmy? A może by tak wykorzystać drugą połowę urlopu macierzyńskiego, jak maleństwo skończy pół roku i wtedy ruszyć? Z Polski zapewniony jakiś dochód. Wrócimy akurat zanim Iga pójdzie do pierwszej klasy.
Wszystko idealnie się składa!
Nie będzie to wprawdzie półtora roku w podróży, ale maksymalnie 6 miesięcy. Przyjmujemy jednak, że ta nasza podróż dookoła świata to właśnie tak w ratach. Potem będą jeszcze kolejne odsłony, jak tylko otworzą się kolejne możliwości. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia finansów – musimy zebrać oszczędności, zacisnąć pasa, sprzedać auto, wynająć mieszkanie.
Czy lepiej wydać oszczędności na większe mieszkanie, zaciągnąć kolejny kredyt? Czy wyjechać, a w kwestii mieszkaniowej ograniczyć się na razie do zamiany między sypialniami i pozostać na 50 metrach kwadratowych?
Na dom przyjdzie czas.
Szybkie przeliczanie – kurczę, to może się udać!
5. Ramowy plan wyprawy
Nie pojedziemy wszędzie, to który rejon wybrać?
Tam, gdzie nas jeszcze nie było: Ameryka Południowa. Dzięki inspiracji z bloga 3 dzieciaki 2 plecaki wymyślamy podróż kamperem z jednego końca Ameryki na drugi. Będziemy mieli własny dom na kółkach, bez problemów z bagażami, tańsze noclegi. Chcemy kupić pojazd w Europie, odszykować i wyfrachtować do Ameryki.
Spotykamy się ze znajomymi, którzy podróżują z czwórką dzieciaków i piszą o tym na blogu, żeby skonsultować plan z wyjadaczami. W Ameryce Południowej byli jeszcze bez dzieci, na podróży poślubnej. Generalnie polecają, choć atrakcji typowo pod dzieci nie jest tu wcale tak dużo.
Gdzieś z opowieści wyłaniają się dwie kwestie, które dają nam jednak do myślenia. Ludzie w Ameryce Południowej delikatnie mówiąc nie są zbyt serdeczni. Co gorsza, kulinarnie nie ma tam szału – może się skończyć na codziennym objadaniu się awokado.
Hmm…
Adam już od miesięcy szlifuje hiszpański, szkoda byłoby zaprzepaścić. Ale sen z powiek spędza mu bezpieczeństwo naszych maluchów (uprzedzenia są zwykle przesadzone, ale jednak zawsze jakaś obawa pozostaje).
Myślimy, myślimy i wymyślamy!
Zrobimy rajsko, bajkowo, pysznie. Po przeciwnej stronie globu. Australia, Nowa Zelandia, Fidżi, a potem w górę do Azji przez Indonezję, Tajlandię, Wietnam. Marzy się nam jeszcze Hongkong, Japonia, Korea Północna. Zobaczymy jeszcze w szczegółach, na co starczy czasu i budżetu.
6. Własny blog podróżniczy
Jak już spełniamy marzenia, to może będziemy to dokumentować? Dla nas za x lat, dla dziewczyn. Dla każdego, kto myśli o tym samym. Albo po to, żeby nakręcić kogoś, żeby też o tym pomyślał.
Bardzo szczegółowo i praktycznie o przygotowaniach i podróży, żeby się to faktycznie mogło przydać. Choćby to czasem oznaczało szukanie rozwiązań metodą prób i błędów.
A jak już piszemy i zbieramy, to może też atrakcje w najbliższej okolicy i w Polsce, docelowo w formie przejrzystych zestawień i porównań. Maksymalnie wyczerpująco i bardzo multimedialnie.
7. Ogłaszamy pomysł światu
W rozmowach ze znajomymi przebąkujemy, że mamy takie małe marzenie, no plan już właściwie. Ale skoro słowo się rzekło i jest naprawdę realnie i w dodatku blog zrobiony od podstaw samodzielnie, to może trzeba to powiedzieć, żeby trudniej było o wymówki?
3. października 2017 robimy pierwszy wpis na profilu na Facebooku Podróżując.com i zapraszamy wszystkich znajomych.
Czego się boimy?
- Trochę umordowania się z trójką małych dzieci
- Trochę o bezpieczeństwo
- Trochę o to, na co wystarczy nam czasu i pieniędzy
- Trochę ogromu przygotowań
- Trochę tego, czy z malutkim dzieckiem w domu i dwójką przedszkolaków będziemy mieli czas, żeby to dobrze zorganizować
- Trochę tego, co będzie, jak wrócimy, szczególnie zawodowo
Mamy pół roku na przygotowania
Marzymy o tym, żeby tak żyć i do tego też dojdziemy. Mniejszymi krokami.
4 komentarze
Karina, Adam! Trzymam kciuki za was! To było zawsze moje marzenie, jednak wiecie tzw proza życia. Bede was śledzić i wysyłać masę dobrej energii zeby wasz plan wypalił na 102!!!
Madziu, wielkie dzięki, każda energia na pewno będzie jak znalazł, bo to właściwie początek drogi!:> A ja trzymam kciuki, żeby i u Was temat został odwieszony z kołka, bo proza życia lubi robić niespodzianki!:)
Miałem bardzo podobne strachy przed moją pierwszą wyprawą na Litwę, na rowerze (oczywiścia Wasza ma znacznie większą skalę). Wszystkie obawy minęły po pół godzinie od rozpoczęcia podróży ? A potem było z górki. Wszystko, jakoś samo się układało. Zaskakująco gładko. Na Węgry pedałowałem już bez strachów.
No proszę, rowerem na takie odległości to też niezłe wyzwanie. Oby też u nas z górki było 🙂 Myślę, e jak już sobie zaplanujemy dokładniej to będzie można trochę odetchnąć…