Najpierw pomyślałam sobie – ok, zaplanujemy wszystko dokładnie, bo z trójką maluchów to już wypada być zorganizowanym. Ale zaraz zaraz, czy jako mama dwójki, a teraz nawet trójki dzieci sama nie wiem najlepiej, że po pojawieniu się dzieci, pierwsze co musisz porzucić to plan i porządek? Permanentny chaos to coś, do czego trzeba przywyknąć w pierwszej kolejności.
Nigdzie się nie wyrobisz na czas, bo śpią, bo robią awanturę, bo się muszą dokończyć puzzle zamiast zakładać buty. Możesz planować atrakcje, ale licz się z tym, że będzie brak chęci, zły humor, zmęczenie i czasem plan zrealizujesz, a czasem nie, z przewagą tego drugiego.
Dlatego dokładne przygotowanie 150-dniowego wyjazdu, powiedzmy sobie szczerze, można między bajki włożyć.
Planowanie czy na spontanie?
Kiedy byliśmy młodzi i tylko we dwoje, wystarczył nam tani bilet w tę i z powrotem. Do tego jakieś spotkanie ze znajomy, którzy już tam byli i przewodnik kupiony w ekscytacji przed podróżą, czytany po drodze. Ewentualnie pierwszy nocleg, jeśli dolatywaliśmy wieczorem. I wyjazdy były świetne. Już w podróży zapalaliśmy się do jakiejś idei z przewodnika, do jakiegoś miejsca. Jedźmy na pustynię, do dżungli, zajrzyjmy do tej knajpki, siedzi tu masa lokalesów, więc musi być smacznie. Przewodnik mówił czym jechać, gdzie skręcić. Czasem robili to ludzie wokół, innym razem sami improwizowaliśmy. To naprawdę otwierało głowy. Czasem było trochę stresu i życia na krawędzi, ale jakaż radość przy nieplanowanych przeżyciach.
Podróż z dziećmi. My, rodzice odpowiedzialni
Teraz to już nie przejdzie. Nie jesteśmy aż takimi wariatami, żeby w ciemno jechać z maluchami. Wobec tego na co najlepiej spożytkować najbliższe 5 miesięcy, żeby z czystym sumieniem wyjeżdżać na drugi koniec świata? W czym w ogóle mogą pomóc przygotowania?
- W bezpieczeństwie i komforcie. To zawsze największa obawa przedwyjazdowa z maluchami i największy zarzut krytykantów rodzinnych podróży. Na tym polu trzeba zadbać o wszystko, co tylko da się przewidzieć.
- W najlepszym wykorzystaniu kasy i czasu. Bo to nasz najdłuższy wyjazd i jedziemy w piątkę, nie w dwójkę.
- W szukaniu najodpowiedniejszych miejsc i atrakcji. A trzeba pogodzić nie tylko to, co podoba się obojgu dorosłym, ale dodatkowo 6-latce i 3-latce (Róża może jeszcze nie mieć zdania, ale ma też swoje potrzeby). Plan nie może być zbyt napięty ani zbyt nudny. Zawsze warto mieć jakieś alternatywy na dany dzień w zanadrzu. Musi być czas i miejsce na niezawodny plac zabaw, basen, plażę czy zwykłe byczenie się, wygłupy i przytulanie.
Lista rzeczy do zrobienia 5 miesięcy przed wyjazdem
Nasz punkt wyjścia: wiemy, że to będzie Australia i Azja. I jeszcze, że marzec-sierpień 2018. Co jeszcze musimy sprawdzić i zrobić?
1. Bilety na samolot.
Dopóki Róża była w brzuchu mamy, nie mogli nam sprzedać dla niej biletów. Jest już na świecie, więc czas start! Na szczęście mamy kolegę, który jest największym wymiataczem we wszelkich okazyjnych lotach, punktach, reklamacjach etc. Zaopatrzeni w rady i linki szukamy. Bilety w jedną stronę. Jak już będą kupione, wtedy klamka zapadła i nie ma odwrotu.
2. Ramowy budżet i czas.
potrzebujemy szacunki, żeby wiedzieć, na co właściwie możemy sobie pozwolić. Czy damy radę do sierpnia? Czy w grę wchodzi droga Nowa Zelandia, Fidżi, a może Japonia? Czy uda się podróżować w miarę komfortowo, czy będziemy mogli pozwolić sobie głównie na spartańskie warunki? Excel i wszelkie informacje o średnich stawkach za turystodzień będą tu niezastąpione. Podobno i tak przekroczenie budżetu o 30 % gwarantowane.
3. Szczegółowy plan podróży
Miejsca, wizy, atrakcje, bilety, dojazdy, noclegi, jedzenie, internet etc. Czyli wszystko to, co kiedyś było dziełem przypadku, a teraz ma być pięknie rozpisane. Niekoniecznie z rezerwacjami, zakładamy pewnego rodzaju ruchomość tych planów i możliwość wyboru. Musimy jednak zdobyć jak najszerszą wiedzę, ponotować i uporządkować.
4. Szczepienia.
Dla Róży na pewno obowiązkowy kalendarz szczepień. Mimo, że babcia, która ostatnio dołączyła do sekty antyszczepionkowców przekonuje, że może jednak nie wszystkie szczepienia są potrzebne. Prócz tego dla nas wszystkich wizyta u lekarza medycyny tropikalnej.
5. Ubezpieczenie.
Już raz mieliśmy okazję wykorzystać w podróży, więc doceniamy przydatność.
6. Paszporty i wizy.
Pierwszy dla Róży i nowe do kończących ważność. Na szczęście podobno jest zniżka dla rodzin wielodzietnych.
7. Sprzedaż auta.
To duży wkład do budżetu wyprawy. Jak się uda, opiszemy perypetie.
8. Wynajęcie mieszkania.
To z kolei duży koszt, którego chcemy się pozbyć na czas podróży. Jak już się uda, czeka nas jeszcze spakowanie i wywiezienie zbędnych rzeczy.
9. Niepotrzebne rzeczy.
To dobra mobilizacja to zminimalizowania dobytku. Oddanie albo sprzedaż co cenniejszych ruchomości to mniej pakowania i zawsze jakiś dodatkowy budżet. Proces już rozpoczęty – cała masa zabawek oddana do przedszkola i do zerówki.
10. Wymiana komputera.
Aktualny ma już z 10 lat, acz nie o wiek tu chodzi. Gorzej, że jest duży, ciężki, dziewczyny wygrzebały mu klawisze, a bateria starcza na jakieś pół godziny.
11. Dozbrojenie aparatu.
Najpierw miał być nowy, ale po zastanowieniu stwierdzam, że Iphone w połączeniu z wiekowym Canonem Eosem i GoPro to bardzo w porządku zestaw. A sfatygowane body EOSa przynajmniej nie będzie tak bardzo kusić postronnych. Marzą mi się jednak dwa jasne obiektywy – na pewno szerokokątny i może też do zoomu (choć ten to ciężki może być).
12. Wózek na podróż.
Na początku myśleliśmy o przyczepce rowerowej zamienianej na wózek. Niestety jej woenie w stanie złożonym może być niewykonalne w publicznym transporcie. Dlatego pewnie pójdziemy w dwuosobowy najlżejszy wózek – dla zmęczonych nóżek i wymiennie do bagażu.
13, Pakowanie
To na pewno będzie wielkie wyzwanie. Ok, przy pierwszym dużym wyjeździe z Igą udało nam się spakować we trójkę jeden plecak duży i jeden mały, więc wyzwania nie są nam straszne. Ale 5 miesięcy dla 5 osób. Na szczęście poradników w necie cała masa, ale aż się wzdragam na tą myśl.
Ciąg dalszy nastąpi
Każdy z tematów do realizacji i do szerszego opisu. Może to się komuś jeszcze przydać. W każdym razie ja ciągle poszukuję w necie praktycznych i wnikliwych opisów opartych na czyichś doświadczeniach.
Czasu niby nie mało, ale drobiazgi można by planować bez końca.
Albo i nie, zrób to w skrócie. Czyli jak mówi Cejrowski:
Sprzedaj lodówkę i jedź!
2 komentarze
To jest niezwykle trudne przedsięwzięcie. Wyjeżdżacie na 150 dni?
To prawda, chociaż inni sobie poradzili nawet na dłużej, więc mam nadzieję, że my też damy radę:) To nasze marzenie od lat. I myślę, że jak się czegoś mocno chce i dobrze się to zaplanuję to ma szansę się udać:). Choć niewykluczone, że czas podróży może się jeszcze zmienić.