Są takie kwestie, w których rodzice i maluchy nie mają szansy być zgodni. Nawet przy najlepszej woli obu stron w najbardziej demokratycznej rodzinie.
Jak dla mnie jedną z nich jest wizyta w sali zabaw, tudzież małpim gaju czy “na kulkach”. Jak zwał tak zwał, nic nie zmieni grozy tego pobytu dla rodzica.
10 powodów, dla których nie cierpię wycieczek do sali zabaw
Czego ja się czepiam, skoro dzieci są takie rozradowane?
Niestety, choćby właściciele nie wiem jak się nie starali, takie miejsce jest z góry skazane na niechęć dorosłych. Ba, im większy i popularniejszy przybytek, tym większe natężenie problemów dla mamy, taty, cioci czy dziadka.
Wrocławska Bobolandia chwali się, że jest największą tego rodzaju atrakcją w Polsce , więc na jej przykładzie można z łatwością zrobić przegląd wszystkich niewątpliwych uroków zadaszonych parków rozrywki.
No bo jak tu się cieszyć, kiedy w sali zabaw czeka nas:
1. Hałas
Natężenie pisków i krzyków z setek małoletnich gardeł to tylko połowa problemu, choć już gwarantuje poziom decybeli jak na lotnisku. Gorzej, że same sprzęty wcale cichsze nie są. Nie dość, że hałasują przy użytkowaniu, to jeszcze na przykład takie dmuchańce wymagają kompresorów, które przyjemne dla ucha nie są.
2. Gorąco
Dziecko najlepiej ubierz jak na upalny letni dzień, a i tak będzie mokre. Na brak aktywności fizycznej malucha nie można narzekać. W dodatku nakręcone atrakcjami zupełnie się nie orientuje, że jest całe mokre i pięknie zarumienione. Nie bez powodu przy wyjściach pojawiają się suszarki jak na basenie. Co ciekawe, rodzic nawet jeśli nie biega razem z potomkiem, też ma dużą szansę poczuć to gorąco. Wentylacja rzadko daje radę odświeżyć i ochłodzić taką atmosferę.
3. Bród i sfatygowane sprzęty.
Nie jest to nawet zarzut do organizatorów rozrywki. Zawsze w takich miejscach dziwi mnie, jak te wszystkie atrakcje wytrzymują takie obciążenie. Z rzadka tylko rozwieszana jest taśma o niedostępności sprzętu. Kurz, pot, rozlane napoje i rozsypane przekąski to norma. Ale podobno mądrzy ludzie żyją w brudzie.
4. Mamo, ja się boję zejść!
Stara dobra zasada rodzicielska mówi, że jak umiałeś wejść to zejść musisz tak samo, tylko w przeciwnym kierunku. Niestety często odwagi starcza tylko na połowę drogi, Jedno spojrzenie w dół uruchamia powyższy komunikat. Doskonałym rozwiązaniem jest wysłanie po delikwenta starszego rodzeństwa. Niestety czasem akceptowana jest jedynie mocna pomocna dłoń mamy albo taty. I wierzcie mi, po spojrzeniu w dół z samej góry naprawdę nie mam pojęcia, jak te dzieciaki nie boją się stamtąd zjeżdżać.
5. Zagubione dzieci
Klasyka małpiego gaju. Pójdzie to małe do labiryntów, gdzie wysokość to w porywach 130 cm i zniknie Ci z oczu. Odnajdzie się, kiedy jakiś zatroskany rodzic podejdzie i zapyta, czy z tamtej strony to przypadkiem nie Pani dziecko rozpacza, że się zgubiło? I znów wspinaczka, tym razem przez tunele, w zgarbieniu. W najlepszym razie zakończona wspólną zjeżdżalnią (o ile nie jest przewidziana wyłącznie dla małych szczupłych pup).
6. Rozpierzchnięte rodzeństwo
Przy dużym rozstrzale wieku między rodzeństwem jest też doskonały trening umiejętności negocjacyjnych. Najpierw tu, potem tam. Najpierw jedno się nudzi, potem drugie marudzi. Przydatny okazuje się budzik w telefonie, żeby ustawić sprawiedliwe przydziały czasowe. A w najgorszym razie jakaś gra, żeby przy zupełnej niezgodności gustów zająć to drugie rozrywką bardziej umysłową.
7. Oczekiwanie na fastfood
Tosty, pizza, frytki, zapiekanki, batoniki, lody, soczki. To co na pewno zejdzie i na szybko podniesie cukier we krwi. A że ubytek energii znaczny, to chętnych zwykle więcej niż rąk do robienia tostów i pizzy. Można zamawiać od razu po przyjściu. Będzie jak znalazł w sytuacji kryzysowej za półtorej godziny.
8. Tragarz i nosiwoda
Woda, dużo wody. Garderoba, kolejne części. Aparat, żeby uwieczniać te radosne chwile. Ciasteczka, owoce, kanapki, żeby nie jeść fastfoodów. Ta jakże potrzebna rola tragarzy będzie z powodzeniem pełniona przez rodzica. Jak przytrafi się sytuacja z punktu 4 albo 5 to już level hard.
9. Małpi savoir vivre
Dzieci puszczone samopas (albo i za cichym przyzwoleniem rodziców) często mają w poważaniu dobre wychowanie. Obowiązuje prawo dżungli, wpychanie do kolejek dzięki sprawnym łokciom, fajnie jest się też czasem z kimś zderzyć. A my probujemy tłumaczyć swojemu dziecku, że są jakieś zasady, choć najchętniej wytłumaczylibyśmy dość gwałtownie innym ancymonom z kolejki, razem z ich rodzicami. Frustracja rosnąca geometrycznie, zagrożenie wybuchem.
10. Tłum i kolejki
A wszystko powyższe jest zwielokrotniane przez ilość ludzi przypadających na metr kwadratowy i ilość metrów kwadratowych przypadających na salę zabaw.
Sala zabaw. A komu to potrzebne? A dlaczego?
Nasi rodzice pewnie powiedzieliby po prostu, że tam dzieci nie wpuszczają i nie mordowaliby się przeżywając powyższe katusze. Ewentualnie puścili by samopas jak kiedyś na podwórko, instruując tylko, gdzie i o której mają wrócić na jedzenie.
Ale nie my. Nasze roczniki dzielnie towarzyszą dzieciom w ich radościach i troskach. Bo czego się nie robi, żeby pociecha miała szczęśliwe dzieciństwo, harmonijnie rozwijała ciało i umysł, także przy niepogodzie.
Skuteczne strategie przetrwania rodzica w małpim gaju
Czy są jakieś metody, żeby te pobyty kilka razy do roku, a przy nasileniu nawet co weekend uczynić bardziej znośnymi?
Próbować zawsze warto!
1. Spotkać się przy okazji ze znajomymi z dziećmi.
Na przykład przy okazji wszelkiej maści urodzin. Jeśli lubimy się z innymi rodzicami, to może nawet być pozytywne towarzysko wyjście. Gorzej jak dzieci są małe albo zabieramy młodsze rodzeństwo. Wtedy zamiast spokojnej konwersacji przy stole dla rodziców będziemy w najlepszym razie przemieszczać się z jedną czy drugą mamą jako ogon za rozbrykaną dzieciarnią.
2. Pójść z przyjaciółką.
Wypić kawę, pogadać. Teoretycznie są do tego odpowiednie menu i stoliki. Niestety wykonalne bez wyrzutów sumienia dopiero przy starszych i samodzielnych potomkach. Takich, co się nie zgubią się i przyjdą dopiero jak zgłodnieją.
3. Wziąć książkę, krzyżówki albo smartfona.
Usiąść i mieć chwilę dla siebie. Z zazdrością spoglądałam na takich wyluzowanych rodziców. Niestety to znów wykonalne tylko przy starszych i rozsądnych egzemplarzach. Ja wciąż czekam na ten moment i nie mogę się doczekać.
4. Odkryć w sobie dziecko i dołączyć się do zabawy.
Udawać potwora w kulkach, pościgać się na zjeżdżalniach, robić akrobacje na trampolinach. Dzieci będą wniebowzięte. Dla osób o zdrowych kręgosłupach. Przed wejściem na sprzęty warto też sprawdzić ograniczenia wagowe.
5. Zacisnąć zęby i snuć się za maluchami.
Uważnie doglądać i służyć pomocą. Robić też foty i filmy oczywiście. Postawa rodzica wzorowego, poświęcającego się. Spotykana najczęściej. Z braku możliwości dla trzech pierwszych i chęci do czwartego. Zwykle prowadząca do frustracji i wybuchów z byle powodu, gdy tylko czara goryczy się przeleje.
Przegląd sal zabaw. Ciąg Dalszy Nastąpi
Czekając aż cała trójka będzie na tyle ogarnięta, żeby puścić ją samopas, w zależności od okazji osobiście stosuję taktykę nr 1 lub 5. Sporadycznie 4, szczególnie na zjeżdżalniach albo kiedy któraś boi się zejść.
Co więcej, przed urodzinami dwójki starszych planuję nawet zrobić rekonesans w kilku czy kilkunastu placówkach tego typu, żeby wybrać najlepszą. Dla dzieci, bo mi w sumie wszystko jedno. Jak tylko zrobimy taki tour, na pewno nie omieszkamy podzielić się tym.
Wszystko ku radości i dobrej formie młodego pokolenia!
Godziny otwarcia
- Poniedziałek 10:00 – 19:00
- Wtorek 10:00 – 19:00
- Środa 10:00 – 19:00
- Czwartek 10:00 – 19:00
- Piątek 10:00 – 20:00
- Sobota 10:00 – 20:00
- Niedziela 10:00 – 20:00
Bilety i inne przydatne wskazówki
BILET WSTĘPU DLA OSÓB INDYWIDUALNYCH
PONIEDZIAŁEK – PIĄTEK | SOBOTA – NIEDZIELA |
---|---|
Dzieci * 29 zł / cały dzień | Dzieci* 32 zł / cały dzień |
Dorośli 5 zł / cały dzień | Dorośli 5 zł / cały dzień |
UWAGA: nie ma możliwości opuszczenia Parku przez dziecko i późniejszego powrotu na ten sam bilet
BILET RODZINNY
3 DZIECI + 2 OSOBY DOROSŁE |
---|
70 zł / wstęp (obowiązuje od poniedziałku do piątku za wyjątkiem dni świątecznych) |
Bobolandia mapka dojazdu: