Tłoczno tu, głośno i wcale nie za ładnie, czyli trochę jak w każdej sali zabaw, gdzie rodzic przeżywa swoje dramaty – jak pisałam już tu: SALA ZABAW BOBOLANDIA. SPOSOBY NA PRZETRWANIE Ale jest coś, co przynajmniej częściowo wynagradza te uroki: można szaleć razem z dziećmi! Wprawdzie większość rodziców tradycyjnie okupuje kanapy pod ścianą, kawiarnię na pięterku albo wypatruje pociechy bezpośrednio przy małpim gaju. Ja jednak tym razem w Funpark Digiloo wyjątkowo mogłam sobie odpuścić miejsca siedzące. Z jednego powodu. A właściwie z czterech.
Mamo, chodź! 4 rzeczy, żeby i dorosły się nie wynudził
Zjeżdżamy!
Byłam tu już wieki temu z najstarszą córką, wtedy jeszcze jedynaczką. Jedno, co mi się wryło w pamięć, to ta wspaniała zjeżdżalnia. Czterotorowa. Każdy tor bezproblemowy dla dorosłych bioder. Od samego sufitu wysokiej hali. Kawał zjeżdżania. Falowana. Można regulować prędkość optymalnie pod własną odwagę. No wprost idealna.
Jeździłyśmy z dziewczynami kilkanaście razy. Ja pośrodku, one za ręce po bokach. Wszystkie z tym samym piskiem i głupkowatym uśmiechem. No bezcenne.
Wspinamy się!
Gorzej, że wind brak i aby zjechać, trzeba się najpierw wspiąć po czterech czy pięciu kondygnacjach. I tu niespodzianka – konstruktorzy wykazali duże zrozumienie dla dorosłych karków i kręgosłupów i wyjątkowo jak na sale zabaw zrobili pięterka przyzwoitej wysokości. Czasem trzeba minimalnie schylić głowę, ale generalnie można nawet znaleźć pewną frajdę w omijaniu i boksowaniu przeszkód. No może wchodzenie w tunele i łażenie po siatkach to już zbytnia ekstrawagancja dla dorosłych, ale tak czy inaczej niezła gimnastyka dla steranych kości.
Strzelamy!
Z kilka pneumatycznych armatek na kulki działała wprawdzie połowa. Dlatego trzeba było cierpliwie wyczekać swoją kolej czatując obok. Jak już się dorwałyśmy, to dobra nasza. Przyjęłyśmy długoterminową strategię, żeby nieco sobie postrzelać, zanim kolejne czatujące nastoletnie bandy przejmą sprzęt. Grunt to nie opuścić stanowiska strzelniczego. Dlatego jedna zawsze musiała iść na łowy po kulki na dół i to tak, żeby nie zabrakło ich ani na chwilę na górze. Bo jakby się amunicja skończyła, zaraz ktoś przejmował bezczynny sprzęt ze swoimi kulkami. Oczywiście nie wiedzieć czemu to mnie głównie przypadała ta zaszczytna rola kulkowego żywiciela.
Po kwadransie intensywnej strzelanki w końcu ugięłyśmy się pod presją spojrzeń kotów ze shreka, którymi łypali na nas kolejni chłopcy czatujący na przejęcie stanowiska.
Skaczemy!
Wielkie czerwone piłki nie cieszyły się dużym wzięciem, więc cała sala dla nas. Pokicałyśmy z dziewczynami parę minut. Potem zatęskniłam jednak za profesjonalistą od pilatesu, który doradziłby trochę bardziej absorbujących zajęć z tym sprzętem.
Z dziewczynami ruszyłyśmy na dalszą eksplorację, ale tutaj mój osobisty entuzjazm mocno osłabł, bo żadna z kolejnych atrakcji nie wyglądała już na taką, co rodzic mógłby się przyłączyć.
Patrzyliby jak na wariata. 4 atrakcje nie dla mnie
Trampoliny
Nie za duże, okupowane non stop przez młodzież od ledwo chodzącej po nastoletnią, co i tak było za dużym rozstrzałem. Pozostało rozciągnąć się obok przy wejściu, uważać na stopy przebiegającej dzieciarni i patrzeć z zazdrością na młodocianych, którzy się bawią. Na szczęście u dziadka taka trampolina, na której i ja sobie poużywam. Byle do wiosny.
Rowerki
Pokaźny gładki placyk na środku i koło 10 rowerków. Niestety w większości mikroskopijnych, zaledwie 3 nadałyby się dla mojej trzy i pięciolatki.Wszystkie okupowane przez kilku energicznych chłopaków rozjeżdżających się wzajemnie, więc nawet dziewczyny sobie nie poużywały.
Boisko do piłki nożnej
Pięciolatka z wielką fascynacją ogląda z tatą mecze, ale podobnie jak taty na boisko jej nie ciągnie, więc po prostu wszystkie ominęłyśmy temat nie zaszczycając tego kąta nawet jednym spojrzeniem.
Plac dla maluchów
Póki nasz najmłodszy osesek nie podejmie tematu samodzielnego poruszania się, kulkowy basen i malutkie zjeżdżalnie również nie dla nas.
Tłok, tłum i mrowie ludzi
Potem jeszcze sprawdziłyśmy kawiarenkę, żeby spożyć ciastka i kawę. Był weekend koło 13, więc niestety absolutny brak wolnych stolików zmusił nas do okupowania miejsc bezpośrednio na wykładzinie.
Zresztą i tak zleciała nam zaplanowana godzinka i czas było wracać do ekstremalnie zatłoczonej szatni i zakończyć tę radosną wycieczkę, uciekając od dziesiątek rozdartych małych gardeł.
Dziękuję i poproszę o więcej
I myślę sobie, że taka zjeżdżalnia to już coś. Ktoś mógłby jednak w końcu pomyśleć nad salą zabaw naprawdę dla rodziców. Żeby dorośli rwali się tak samo jak dzieci, a nie dostawali tylko zjazd na osłodę wszystkich nie wolno i nie wypada. Żeby chcieli z własnej woli zostać dłużej niż godzinkę.
W końcu i bajki były kiedyś tylko dla dzieci, dorośli ziewali, aż spece z Ameryki nauczyli się dorzucać parę dowcipów dla rodziców. A teraz niektórzy gotowi nawet pożyczyć dziecko, żeby sobie pochodzić na Pixara i Dreamworks.